środa, 20 kwietnia 2011

Jogin czy gimnastyczka?

Coraz szybciej ucieka czas no i nieubłaganie zbliżam się do decydującej chwili jaką jest z całą pewnością PORÓD. Słowo zaklęcie...złośliwie dni uciekają jeden za drugim i wiem już że nim się objerzę, a PORÓD mnie dopadnie. W sumie mnie to zupłenie nie stresuje do póki nie zaczynam czytać o tych wszystkich okołoporodowych rytuałach mrożących krew w żyłach.
Zostało mi 10 tygodni do tego momentu kiedy można spodziewać się porodu zawsze i wszędzie, całkiem sporo no ale z mojej perspektywy to już prawie że jutro...a mówili że nie ma nic gorszego niż matura i oczekiwanie na nią...
Oczekiwanie na poród to czas w którym poród o sobie co chwila przypomina. Dziecko kopie dając do zrozumienia że jest, ma się świetnie i nie zamierza mieszkać w brzuchu ani chwili dłużej niż to konieczne wywołując PORÓD, te wszystkie badania, USG, witaminy co wieczór gdyby przypadkiem myśl o PORODZIE przez moment przestała pulsować w głowie jako wiodąca.
Dwa dni temu byłam na USG 3D. To takie niezwykłe badanie dla tych wyrafinowanych podglądaczy, którzy marzą o tym żeby zobaczyć czy nosek po tatusiu. Oczywiście diagnostycznie ma to swoje uzasadnienie ale nie oszukujmy się - głównie chodzimy na te badania dla siebie.
W związku z tym że jestem gęsto tkana to musiałam sobie odpowiednio wcześniej zaordynować zdrową, lekkostrawną dietę...dla kobiety w ciąży to istna męka. Te wszystkie ciasteczka, cukiereczki, lody, makarony patrzyły na mnie wymownie ale nie dałam się. Chodziłam na spacery (zakwasy nawet mam z tej okazji), oddychałam dumna pełną piersią i się udało (w  torebce miałam awaryjne czekoladowe cukierki na tzw. po badaniu:))
Co się jednak okazało?w moim brzuchu mieszka nie dziecko tylko Jogin(Joginka) uprawiająca bardzo zaawansowane techniki Jogi graniczące z jakąś Nirwaną- bo dziecko o bliżej nie określonej płci założyło sobie nogi na głowę, wsadziło ręce między nogi i...poszło spać i nie widziało w tym nic dziwnego. Nie sposób było go obudzić, jedyna reakcja na nieco już poirytowanego Pana Doktora która okładał mnie po brzuchu tym dziwnym sprzętem do USG było lekkie ziewnięcie z dezaprobatą no ale niestety bez rękoczynów ze strony zupełnie nie poirytowanego dziecka jak na Jogina w końcu przystało (wtedy automatycznie umowna przestrzeń między nogami wreszcie byłaby do zdiagnozowania). Dzięki tym znakomity wyczynom gimnastycznym płeć naszego dziecka nadaj jest nieznana. Dzisiaj idę na powtórkę bo płeć oczywiście diagnostycznie jest jak się okazało niezwykle istotna i bez niej badanie jest zupełnie niekompletne. Lekarz nie pocieszony, my lekko zawiedzeni, ludzie w poczekalni poirytowani (okładanie mnie po brzuchu plus ćwiczenia jogi w moim wykonaniu nieco mniej spektakularne żeby dziecko obudzić zajęły sporo czasu). Oczywiście oznacza to że: dzisiaj żadnych spacerków, siedzę na kanapie, na oczywiście cudownej lekkostrawnej diecie;-( no ale czego się nie robi dla sukcesów diagnostycznych! A potajemnie upiekę na wieczór wiatraczki z dżemem morelowym i ufilcuję coś dla zajęcia rąk.
Na dziś wieczór życzę sobie natomiast dużo powodzenia i dziecka w pozycji horyzontalnej!
Dziękuję z góry!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz