środa, 27 kwietnia 2011

Polowanie w damskim stylu-ciuchlandy

Od pewnego czasu szczególnie upodobałam sobie pewien sport: chodzenie po ciuchlandach/secondhandach/lumpexach, jak zwał tak zwał. Czemu sport? bo potrzebne są silne nogi (inne kobiety są natarczywe), długie ręce (grzebanie w koszach wymaga małpich grabi), szerokie łokcie (zaznaczanie swojego terytorium), chwytliwe palce (gdy zdobycz jest cenna łatwo ją stracić) i mentalność sportowca (trzeba wierzyć w zwycięstwo:)).
Nie wiem jak to się stało, że poszłam pierwszy raz ale pamiętam jak dziś, że pierwsze wrażenia tych kilka lat temu nie były zbyt optymistyczne. Smród, bałagan, ubrania zniszczone i brudne, jednym słowem masakra. Co jakiś czas jednak nie dawałam za wygraną i zaglądałam mimochodem raz tu raz tam. Na początku te moje wyprawy były niczym wątek szpiegowski. Rozglądałam się na boki czy nie widzi mnie nikt znajomy, wstydziłam się nawet samego oglądania ubrań w środku. Kilka lat później już po wyprowadzce do mniejszej miejscowości, takiej warszawskiej sypialni zaczęłam metodycznie, powolutku przystosowywać się do standardów lokalnych. Jednym ze standardów jest wizytowanie w soboty okolicznych sklepów z używaną odzieżą. Okazało się, że mieszkam niemalże w zagłębiu używańców, sklepów z używaną odzieżą jest tu więcej niż zwykłych, oczywiście są lepsze i gorsze ale jest w czym wybierać.
Pierwsze kroki w tym moim zagłębiu robiłyśmy z koleżanką w poszukiwaniu ciuszków dla jej małej córeczki wtedy jeszcze nie narodzonej. Cóż to był za szał i nieopisana frajda jak udało nam się znaleźć coś na prawdę cennego za bezcen! Ta zabawa w poszukiwacza skarbów niezwykle mnie wciągnęła, nie ma bowiem dla mnie większej satysfakcji niż świadomość, że mam piękną, niepowtarzalną rzecz za kilka złotych, która po jednym praniu staje się moją ulubioną, jak bowiem nie lubić ubrań, które są wygrzebane spośród milionów innych?
Teraz kiedy sama jestem w ciąży dzielę swoje zakupowe szaleństwo na dwie dziedziny: dla mnie i dla maleństwa. Ubrania dla siebie wyszukuję mimochodem, jeśli nie znajdę nic dla Pyzatej. Ubranka dziecięce jednak to mój konik, szperanie w tych wielkich koszach pełnych malutkich bluzeczek, spodenek, sweterków i sukieneczek to jest dopiero kopalnia!
Wiem kiedy i gdzie są dostawy, gdzie warto po co zajrzeć, dzięki temu bardzo niewiele ubranek dla Pyzatej kupiłam w normalnych sklepach, większość to wyszperane skarby w Warszawie i okolicach.
Mam jednak pewną zasadę, żeby nie zwariować na zakupy chodzę raz w tygodniu! Innym sposobem obawiam się że moje konto byłoby puste, a moja szafa pękłaby w szwach więc uwaga to uzależnia!
Ostatnio udało mi się upolować śliczną sukienkę dla córki koleżanki z firmy Next, po metkach i ogólnym stanie widać, że albo urodził się chłopczyk albo dziewczynka miała ją na sobie może raz;-)
Następnym razem zamieszczę to co upolowałam dla Pyzatej...a jest tego nie mało!
Dzisiaj będzie uroczyste wręczanie:




I co wy na to?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz