środa, 18 maja 2011

Orzechy piorące

Od razu powiem, nie byłam fanką oszałamiających wynalazków mających zmienić diametralnie nasze życie zwłaszcza jeśli towarzyszył im dopisek: "EKO".
Wszystkie te dziwaczne wynalazki mające usprawnić nasze życie i nadać mu sens a piętrzące trudności. Filozofia eko sama w sobie oczywiście do mnie przemawia ale niesie za sobą spore przeciwności: koszty i to duże, wymaga czasu, dobrej organizacji i dostępu do produktów. Dlatego zazwyczaj mówiłam a priori NIE.
Gdy zaszłam w ciążę i postanowiłam, że czas rozwinąć się kanapowo zaczęłam czytać o różnych udogodnieniach ze świata EKO, BIO, Organic dla matek, ojców, dzieci. Im więcej czytałam tym bardziej zarażałam się myślą, że ta filozofia jest mi bliska, że warto zainwestować czas, zwłaszcza jeśli można dzięki wytrwałości nie przepłacać. Postanowiłam zgłębić temat. Na tapetę jako pierwsze wybrałam orzechy piorące. Według sprzedawców jest to stary jak świat sposób na pranie odzieży bez chemii, bez używania proszków i odplamiaczy, zmiękczaczy, płynów i całego tego toksycznego zamieszania. Postanowiłam spróbować. Na początek kupiłam 0,5 kilograma orzechów wraz z woreczkiem do prania. Koszt nie był zbyt duży (kilkanaście złotych),a biorąc pod uwagę, że według sprzedawcy taka ilość wystarcza na pół roku prania 2-3 razy w tygodniu w temperaturę ok. 40 stopni wydawał się raczej znikomy.
Mam następujące wrażenia po kilku praniach:

ZALETY:
- pranie nie pachnie co dla maluszka jest bardzo istotne, zapach jest zupełnie neutralny (w razie potrzeby można dolać kilka kropel olejku zapachowego do pojemnika na płyn do płukania)
- uprałam ręczniki i są miękkie, zrobiły się bardziej miękkie niż były gdy prałam je w płynie i płukałam w zmiękczaczu
- pranie w 40 stopniach wywabiło dość mocny zapach ubranek z secondhandów już za pierwszym razem (piorąc w proszku niejednokrotnie nie wystarczały 2 prania)
- brak chemii oznacza w przypadku prania rzeczy dla noworodka brak stresu, że coś uczuli...nie spotkałam się z uczuleniem na piorące orzechy zwłaszcza że nie mają kontaktu bezpośredniego z tkaninami bo są zamknięte w woreczku
- biel jest biała, nic nie zszarzało a obawiałam się tego (można dodać podobno sody oczyszczonej do prania białych rzeczy) 
- cena; jeśli policzyć ile wydajemy na proszki, zmiękczacze i inne takie cuda to orzechy są znacznie tańsze

WADY:
- w 40 stopniach skarpetki ubrudzone trawą nadal były ubrudzone trawą, nie wiem czy to nie jakaś super trwała, nieekologiczna trawa i proszek nie dałby jej rady:), myślę jednak, że w 60 stopniach dałoby radę (podobno wystarczy wsypać do prania proszku do pieczenia i świetnie odplamia, nie mam odwagi spróbować ale na pewno w końcu się odważę)
- podobno mocno przepocone ubrania np. sportowe się nie odświeżają wystarczająco...nie mam zdania bo nie udało mi się przepocić ubrań aż tak, żeby ubranie zostało nieświeże.

No i o wadach to tyle, zalet znalazłam znacznie więcej, oczywiście nic nie jest doskonałe ale to jest wspaniała alternatywa dla chemii i detergentów i warto to sobie przemyśleć.
Według tego co piszą sprzedawcy i użytkownicy orzechów można je zastosować do wszystkich prac porządkowych: do prania, mycia podłóg, kuchenek, do mycia włosów (idealne dla alergików, chociaż ten brak zapachu mnie zniechęca), wystarczy tylko przygotować łatwy wywar.
A oto i one we własnej osobie:

2 komentarze:

  1. Podoba mi się!
    Pewnie super by się sprawdziło zwłaszcza przy odświeżaniu ubrań przy zmianie sezonu, gdy wyjmuje się niby czyste a jednak pół roku leżące w szafie ciuszki. Szkoda, że właśnie tydzień temu zrobiłam już sezonowy misz-masz... Ale może się przerzucę na orzechy przy praniu takich zwykłych codziennych ciuszków :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam szczególnie do ręczników czy swetrów, a płyn do płukania zawsze można dodać przecież:)

    OdpowiedzUsuń