niedziela, 1 maja 2011

Psie wersety


Zupełnie niedawno musiałam uśpić członka rodziny. Brzmi to, co najmniej dwuznacznie ale jak nazwać kogoś, istotę, która towarzyszyła mi bez żalu na każdym kroku, w każdej chwili, zawsze wierna, przez prawie 17 lat, nie narzekała, nie skarżyła się, ślepo podążająca krok w krok za swoją Panią?
Wydawało mi się, że uśpienie będzie tą decyzją, która przyjdzie mi niezwykle trudno i będzie szczególnie bolesna, gdy jednak pojawia się taka konieczność podyktowana nie wygodą czy znudzeniem ale cierpieniem członka rodziny taka decyzja okazuje się łatwiejsza, oczywista i się jej nie żałuje.
Minęło kilka tygodni, a w moje ręce przypadkiem ale nie czystym wpadają coraz to kolejne książki, w których psiska, kociska i cała masa innych bliskich zazwyczaj czteronożnych. Kilka dni temu sięgnęłam po kolejną przypadkową o pewnym "Emilu" Jędrzeja Fijałkowskiego. Podtytuł mnie zachęcił, choć prosty: "kiedy szczęśliwe są psy szczęśliwy jest cały świat". Wspominam tą książkę zarówno dlatego, że jest różna w zależności od rozdziału, czasem bardzo zabawna, czasem nostalgiczna i smutna.
Poniżej fragment, zupełnie nie wesoły, podobno prawdziwy i dlatego wyciska łzy. Polecam tę książkę nie tylko dla tego fragmentu, bo to na szczęście tylko jedna, gorsza strona całkiem sporego, kolorowego medalu:
"Byliście kiedyś w schronisku dla psów? W tym obozie przejściowym do lepszego życia?...Klatki oddzielone od psiego raju, od przytulnego kąta z ciepłą derką, zawsze pełnej miski. Więc sznurek gości, potencjalnych właścicieli, wybawców, bystrym okiem wypatrujących "rasowców", nie zaczepiając wzroku na "kundlach" i "gnojkach" (jak sami mówią o sobie) stanowiących ostatnią kategorię zainteresowania.
...W jednej z klatek leży wychudły Owczarek colie, suka, której futro nosi ślady dawnej świetności tylko dlatego, że sama dba o nie, godzinami myjąc się jak kotka. Kiedy przychodzą ludzie-nigdy się nie podnosi, nie podbiega do krat. Psy nazywają ją "Strata". Wiedzą, że nikt jej nigdy nie zabierze. Jest tu na zawsze.
Jednak któregoś dnia dwójka młodych ludzi obojętnie przeszła obok rasowców, olała sprytne zachowanie kumpli i nie uległa presji szczekających gnojków. Stanęli przy jej klatce, zawołali obsługującego. - Ona - powiedzieli. Usłyszała, podniosła głowę i położyła ją z powrotem na ziemi. Wiedziała, że to pomyłka. - Nie ma jednej łapy- powiedział Pan opiekujący się. Na młodych nie zrobiło to wrażenia, słuchała, uważała, że to bzdura. Kto by chciał? Młodzi upierali się, byli zdecydowani. Niemożliwe. Wstała, podskakując powoli, zbliżyła się do krat. Zagadali ciepłymi głosami, które pamiętała z tak dawnych czasów, że chyba ich nigdy nie było. Wyciągnęli ręce. Puściła się pędem, pełna emocji, psiej radości, niewysłowionej nadziei. Przy samej furtce, krok od wyciągniętych ludzkich ramion, padła jak rażona piorunem.
Serce nie wytrzymało takiego szczęścia..."

Dlatego nigdy nie pójdę do żadnego psiego przytułku, nie będę wolontariuszem, nie umiałabym.
Ta historia wbrew pozorom kończy się pozytywnie, bo tak wspaniała psia miss umarła w szczęściu, którego wiele z psów - sierot nie doświadczy juz nigdy.
Polecam do refleksji, polecam również do przeczytania, bo to mimo wszystko książka o szczęśliwej rodzinie i miłości.
I już!

1 komentarz:

  1. Ładnie napisane... Współczuję, że musiałyście taką decyzję podjąć, ale jej słuszność chyba łagodzi żal. :(((
    Teraz czekam na Wasz ogród z domem, może tam coś nowego się zalęgnie? :)

    A książkę już dodałam do merlińskiej przechowalni. Za to mogę polecić (pośrednio, bo to tylko zasłyszane od koleżanki, ale z pełnym zaufaniem) "Żyjący z wilkami" autor Shaun Ellis. Ale poczekaj z zakupami, nabędę ją na pewno, to pożyczę :)

    OdpowiedzUsuń