wtorek, 21 czerwca 2011

Data "0"

Ach ta kobieca osobowość, ta dwoistość, to cudowne....no może nie zawsze:)
Zawsze mi się wydawało że bycie silną kobietą jest stałe, urodziłam się taka więc taką pozostanę. No i żyłam w ty przeświadczeniu do pewnego dnia, który stał się moim dniem zero. To był dzień na który wyznaczono mi cesarskie cięcie. Nigdy nie myślałam, że może się tak zdarzyć, że będę miękka i spanikowana gdy w moim kalendarzu wpiszemy: 22 czerwca, cesarskie cięcie, 23 czerwca- zaczynam nowe życie.
Tak to jakoś odbierałam, jednocześnie nie ukrywam że bojąc się strasznie nieznanego, sama operacja mnie nie przerażała, mam jakąś taką łatwość w ufaniu ludziom z dyplomem, Pan jest lekarzem? niech Pan kroi, ja się nie boję. Nie bałam się bólu, komplikacji, nie miałam lęków że umrę czy że znieczulenie mnie unieruchomi, panika dotyczyła tego co będzie potem. Gratka dla psychologów to badanie naszej psychiki gdy otwiera się w naszym życiu nowy rozdział. Nie umiałam była zdystansowana, zrelaksowana, wiedziałam że to co się stanie, ta chwila gdy wyciągną ze mnie dziecko będzie przełomowa.
Więc jak się nie bać? Co zrobić by bać się mniej?
Z mojego doświadczenia niewielkiego i jednorazowego wynika że nic:) Trzeba iść na żywioł, nie myśleć o tym, przyjąć że wszystko będzie dobrze. Miałam przy sobie ojca Zosi, który chociaż nie mógł być przy mnie tak jak się jest przy porodzie naturalnym, w całym tym procesie to jednak był i to dawało mi poczucie bezpieczeństwa bo akurat życiowo codziennie je dostaję. Dobrze jest porozmawiać z mamami które pozytywnie odbierają cesarkę, jej skutki, ból, cały przebieg, mnie to uspokoiło, no i dla mnie najważniejsze jest to o czym nie pomyślałam wcześniej i czego żałuję. Nie dowiedziałam się krok po kroku jak to będzie wyglądało...a jak wyglądało? a no tak:
cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz