piątek, 24 czerwca 2011

full of mdłości

Zosia nie była szczęśliwa, że ją wyciągnęli z ciemnej i przytulnej sali kinowej przed sceną kiedy wyjaśnia się kto zabija- tak to widzę. Dlatego trafiła do inkubatora i dlatego nie miałam pokarmy na początku, a początek się przedłużał, dlatego płakałam i dlatego teraz mam niezmierzone pokłady cierpliwości do niej i do jej fanaberii.
Tak pokrótce mogę opisać 5 dni w szpitalu, które ciągnęły się niemożliwie i nie chciały minąć. Sala poporodowa  to miejsce wbrew pozorom dość przyjazne. Tłum był tam niezwyczajny (8 sztuk nas + dzieciaki), niezwykle miłe i pomocne pielęgniarki, upał prawie nie do wytrzymania, maligna i ciągłe mdłości to to co udało mi się zapamiętać z 36 godzin spędzonych tam bez niej. Moja Zocha nie miała sił i chęci poznać mnie bliżej...jeszcze nie. Można się zastanawiać jak smutne to i przykre ale jeśli mam być szczera to idealnie się złożyło, że nie mogło jej ze mną być bo ja nie miałam sił, możliwości, byłam wpół przytomna, a że jednocześnie zbyt mocno znieczulona to mdłości trwające całą dobę potęgowały stan na granicy rozsądku. To bylo najdziwniejsze przeżycie jak dotychczas i choć przez całą noc nie mogłam zamknąć oczu od mdłości i spać to jednak taki stan gdy kojarzy się tylko pewne rzeczy był wart przeżycia.
Wszystko minęło wraz ze świtaniem w myśl zasady boję się zmroku nowa nadzieja odrodziła się we mnie wraz z nastaniem kolejnego dnia nowego życia. Zosię odwiedziłam niedługo później po zlikwidowaniu wszystkich pozostałości pooperacyjnych. Cewnik wreszcie został wyciągnięty, nie bolało, jakby mogło w porównaniu z tym co się działo z moim ciałem na linii blizny. Pionizacja to był chyba najgorszy moment bólowy dotychczas ale zbyt zależało mi na zobaczeniu Zosi żeby o tym myśleć. Teraz chciałam po prostu mieć ją wreszcie przy sobie. Czekałam, czekałam, czekałam, obiecywali że już za chwilę, za moment będzie ze mną i trwało to miliony lat, to czekanie które zresztą towarzyszyło mi przez cały pobyt w szpitalu jest zapewne wpisane w szpitalną rzeczywistość. 
Ból: trudno go opisać, nie mam nawet do czego tego porównać. Czuć otwartą ranę, potworną ingerencję w ciało, nienaturalny ból bo nienaturalnym porodzie- tak chyba musi być. Na szczęście na pomoc przychodzi kroplówka z lekiem przeciwbólowym, trudno opisać jak zmienia samopoczucie, ból staje się znośny, można normalnie funkcjonować, potem czopki i da się żyć, w końcu jest dla kogo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz